Ballada o dniach ostatnich

sł. Marek Markiewicz
muz. Jaromir Wroniszewski

Pociąg relacji Kudowa-Gdynia
na każdej stacji się zatrzymywał.
Ludzie wsiadali i wysiadali,
coś tam mówili, coś popijali.
Pepsi w kubełkach, dziennik w radyjkach,
ręce się pocą, dygoce grdyka.

Pod samym oknem serce swej pani
nagłym trzepotem rozpięło stanik.
A z niego kartka, na niej przesłanie,
że już niedługo wszystko się stanie.

Bo stygmatyczka miała widzenie
z kimś, kto przedstawił się jako Heniek.
Miał długą szatę i długą bródkę,
mówił, że czasy idą okrutne.

I dalej głosił podczas widzenia
– Czterej brydżyści zstąpią w płomieniach.
Czterej brydżyści apokalipsy
przybędą ziemski padół oczyścić.
Karta ich mocna, wist zamaszysty
nic nie powstrzyma ręki brydżysty.
Niebo się wali, ziemia otwiera
jak u Albrechta było Durera.

Pociąg relacji Kudowa-Gdynia
na każdej stacji się zatrzymywał.
W środku narastał tumult i zgroza,
nagle ujrzano Heńka w przestworzach.
Z białego smoka dawał znak światu,
a w ręku trzymał szlema w bez atu.
i chciał tym szlemem osłonić ziemię,
ale nie całą mu się udało.

Tylko część Polski cień szlema pokrył,
paseczek wąski gdzieś tam w elbląskiem
między Malborkiem a Zajączkowem.
– Śpieszmy się bracia, ratujmy głowę!
Czterech brydżystów i noc wszechwieczna
to licytacja jest ostateczna.

A nastąpi w te dni kruszenie i odpadanie betonu.
A ścieki komunalne w drugą stronę płynąć będą.
Sąsiad przeciw sąsiadowi powstanie
i łazienkę po wielokroć zalewać mu będzie.
A Empec ofiar z ludzi zażąda.
Miserere, Miserere, Miserere…